Do T.

22:15 Edit This 1 Comment »
Witaj,
List ten pisałam nie raz, nie dwa. Pisałam go codzennie, alę ani razu go nie napisałam. Pisałam go w swojej małej główce. Ale bałam się głośno powiedzieć, co tak naprawdę... Zapomniałeś?? Przecież ja to wierna kopia ciebie. Nie tylko fizycznie. Oboje memy tak samo nierówno. Bo ja także tylko wyglądam na takę twardą, zimną, silną jak nikt. a tam, w środku łamie mnie najmniejszy podmuch. Ale nie. Przecież się nie przyznam. Przecież nie powiem, że sobie nie radzę!! Przeżyję ! Jeszcze im wszystkim pokażę!
Bardzo długo trwało, nim pojęłam, dlaczego tak, a nie inaczej. Dziś już wiem, że w alkoholu szukałeś swej siły, aby być takim, jakim chciał cię widzieć świat....
To zabawne, nie sądzisz? Jak bardzo człowiek może ranić bliskich, tylko dlatego, że chciałby, aby byli szczęśliwi. I chyba właśnie dlatego odszedłeś. Wolałaś zostawić to, co kochasz, bo nie mogłeś już wygrać z tym, co pozwalało ci wierzyć w siebie. Nie myśl, że Cię tłumaczę. Że nie mam żalu. Przecież ja cała żalem jestem. Myślę jednak, że gsy postaram się choć trochę zrozumieć, dlaczego?, żal pozwoli patrzeć w przeszłość.
Nawet nie wyobrażasz sobie, jak często Cię potrzebowałam. Potrzebowałam Ciebie takiego, jakim byłeś kiedyś... Taki mój. Ja nie chciałam ciebie na pół gwizdka. Nie chciałam wtedy. Buzi, czekolada, spagetti i już. Obowiązek wypełniony. Ja tak nie chciałam. Nie chciałam być Twoim obowiązkiem. Wolałam być nikim. A nocami płakałam, że tobie nie przeszkadza, że wolę. No bo przecież powinieneś był być dla mnie aniołem. Być dla mnie czarodziejem. A ty nie chciałeś mi świata opowiadać. Wolałeś wziąć urlop.
Czy można wziąć urlop od ojcostwa?
Nie dałeś rady. Byłeś słaby. Czy ja też taka jestem?
Nie. Mnie nigdy nikt o to nie pytał. Nikogo to nie interesowało ani wtedy gdy patrzyłam, jak wpychają cię do radiowozu, ani wtedy gdy pakowałeś się w pośpiechu. że ręcę telepią mi się z nerwów, gdy wchodziłeś do domu. Nie pytali, gdy odjeżdżałeś na swoim koniu, ani wtedy, gdy widywałam cię raz na pół roku. Nikt mnie nie spytał czy wytrzymam, czy mi serce nie popęka, gdy patrzyłam jak na trumnie ląduje pierwsza szufla piachu. A ja dałam radę! Jestem! Czuję i oddycham!
Tylko czasem coś dusi. O tutaj, wiesz?!
I serce mam zamrożone....
Twoja. Na zawsze..
.
.
Tato, powtarzam Twoje słowa. To moje drogowskazy. Próbuję nimi żyć.
Tato... ja jednak jestem słaba i nie wiem, czy wybaczysz mi, że taką, jakiej mnie uczyłeś nie umiem być. Nie mogę być.
Spróbuj mnie zrozumieć, gdy mam pytań sto. Twoje proste ścieżki dla mnie często kręte są.
I w chwilach zwątpienia, nim znajdę drogę swą, będę błądzić zanim wrócę do Twych rąk.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

list...wyjątkowy ...smutny i taki szczery.
przytulam ciepło aniele :*