oszroniony anioł

11:53 Edit This 4 Comments »
Zgodzie z radą Słodkiej przywdziałam zimowe skrzydła. Założyłam też grube, różowe skarpetki po kolana…. I siedzi taki grubiutki bałwanek przed biurkiem….

Szkoła pusta, dzieciów nie ma, książki na półkach poprzekładałam już z pięć razy. Więc siedzę. Z kubkiem stygnącym z prędkością światła. Siedzę. Z deka już znudzona pustymi korytarzami, bezczelnie łażę po Internecie. Niech już wracają. Bo zamarznę….

zwiosenniałam i ja;)

15:34 Edit This 2 Comments »
aaaaaa, może szybciej ją poczuje ;))

marcowe uśmiechy......

16:14 Edit This 7 Comments »
Zaspałam!!!
Szybki zryw z lóżka nie był najlepszym pomysłem. Pośpieszny rzut oka na pokój. Bałagan jeszcze większy niż zwykle. Dobra, potem się będę martwić. Żeby tylko zdążyć. Jak nie, D. mnie zabije. Szybkie śniadanie, jakieś jeansy, sweter, trampki i nieodłączny rudy płaszczyk. I już wybiegłam z mieszkania. Zamykając drzwi, przypomniałam sobie, że się nie uczesałam. Oj tam, oj tam…. Nikt nie zauważy… Jeszcze na klatce przypominałam sobie wzory na dzisiejszą kartkówkę, ale już stojąc przed blokiem całkiem o tym zapomniałam. Marcowy poranek obiecywał piękny, słoneczny poniedziałek. Uwierzyłam mu. Odetchnęłam głęboko /miałam już całkiem duże problemy z chodzeniem, więc pokonanie drogi na przystanek było nie lada wyzwaniem/ i ruszylam…. Szlo mi się całkiem nieźle. Pośpiech poganiał, słońce prowadziło. Zdąże… muszę zdążyć…. Na pewno zdążę… Mantra w mojej głowie wychodziła nad podziw dobrze.
Jeszcze tylko kładka, przejść ulicę, zejść ze schodów. /o tych najprostszych czynnościach myśli się bardzo długo, gdy sprawiają kłopot/ Zdążę….
W chwili, gdy wchodziłam na kładkę zatrzymał mnie pewien staruszek.
-Przepraszam berdzo, która jest teraz godzina?
- Siódma dwadzieścia. /sic! Nie zdążę!...../
- Ah… Dziękuję pani bardzo..
- Nie ma za co. Miłego dnia ży……
- Bo wie pani……. To, że ja pytam o godzinę, to tylko taka wymówka………. Bo, widzi pani, ja mam zegarek……….
/właśnie w tej chwili zobaczyłam, jak odjeżdża ‘moja’ dziesiątka………… No tak! Kolejna pała z matmy!!!!!!!;/ no nic… teraz to ja go mogę słuchać i słuchać./
- słucham pana.
…….. No ale, ja mam pewien problem………../Matko kochana, jak mu wytłumaczyć, że ja sama ledwo chodzę. Nie dam rady zaprowadzić go do mieszkania…./……..
- tak?
- Bo wie pani. Ja już mam swoje leta, wojnę pamiętam a pani taka młoda….
(…będzie mu przykro, albo pomyśli, że kłamię…)
-…No, ale tak sobie myślę, że powiedzieć to zawsze można…
(a jednak nie…)
- Słucham pana??
- Bo widzi pani, ja po prostu jak żyję to nie widziałem tak pięknej kobiety. Pani uśmiech, oczy……….. No i muszę przyznać, że jakbym był z pięćdziesiąt lat młodszy to kto wie, kto wie…………
………………….



Nasza rozmowa jeszcze trochę trwała. Spóźniłam się i na następny autobus, na matematykę nie poszłam w ogóle. Skrzydła mi wtedy urosły różowe. I tak dobrze mi było. Bo przyznać trzeba, że w liceum nie byłam pięknością. Ja nawet za ładną się nie uwazałam… Długie włosy topielicy, ostre rysy, mongolskie oczy i duży nos sprawiały, że raczej do psa byłam podobna niż do człowieka… Nie byłam zakompleksiona, raczej świadoma….
No ale wtedy. Proszę Państwa! Ja wtedy uwierzyłam, że mogę się podobać. I tak mi dobrze z tym było.


Wracam do tej historii zawsze wtedy, gdy czuję, że piękno we mnie umiera. Wspomnienia rozdmuchują żar, który wciąż się tli….




PS.: Wiem, że to trochę naiwne, że uwierzyłam temu staruszkowi. Może tak mówił każdej napotkanej kobiecie. A może to tylko demencja… Fakt że dziadzio nigdy potem nie reagował na moje ukłony i uśmiechy. Może. Nieważne. Tego mi było trzeba. Wtedy.




I teraz.