marcowe uśmiechy......

16:14 Edit This 7 Comments »
Zaspałam!!!
Szybki zryw z lóżka nie był najlepszym pomysłem. Pośpieszny rzut oka na pokój. Bałagan jeszcze większy niż zwykle. Dobra, potem się będę martwić. Żeby tylko zdążyć. Jak nie, D. mnie zabije. Szybkie śniadanie, jakieś jeansy, sweter, trampki i nieodłączny rudy płaszczyk. I już wybiegłam z mieszkania. Zamykając drzwi, przypomniałam sobie, że się nie uczesałam. Oj tam, oj tam…. Nikt nie zauważy… Jeszcze na klatce przypominałam sobie wzory na dzisiejszą kartkówkę, ale już stojąc przed blokiem całkiem o tym zapomniałam. Marcowy poranek obiecywał piękny, słoneczny poniedziałek. Uwierzyłam mu. Odetchnęłam głęboko /miałam już całkiem duże problemy z chodzeniem, więc pokonanie drogi na przystanek było nie lada wyzwaniem/ i ruszylam…. Szlo mi się całkiem nieźle. Pośpiech poganiał, słońce prowadziło. Zdąże… muszę zdążyć…. Na pewno zdążę… Mantra w mojej głowie wychodziła nad podziw dobrze.
Jeszcze tylko kładka, przejść ulicę, zejść ze schodów. /o tych najprostszych czynnościach myśli się bardzo długo, gdy sprawiają kłopot/ Zdążę….
W chwili, gdy wchodziłam na kładkę zatrzymał mnie pewien staruszek.
-Przepraszam berdzo, która jest teraz godzina?
- Siódma dwadzieścia. /sic! Nie zdążę!...../
- Ah… Dziękuję pani bardzo..
- Nie ma za co. Miłego dnia ży……
- Bo wie pani……. To, że ja pytam o godzinę, to tylko taka wymówka………. Bo, widzi pani, ja mam zegarek……….
/właśnie w tej chwili zobaczyłam, jak odjeżdża ‘moja’ dziesiątka………… No tak! Kolejna pała z matmy!!!!!!!;/ no nic… teraz to ja go mogę słuchać i słuchać./
- słucham pana.
…….. No ale, ja mam pewien problem………../Matko kochana, jak mu wytłumaczyć, że ja sama ledwo chodzę. Nie dam rady zaprowadzić go do mieszkania…./……..
- tak?
- Bo wie pani. Ja już mam swoje leta, wojnę pamiętam a pani taka młoda….
(…będzie mu przykro, albo pomyśli, że kłamię…)
-…No, ale tak sobie myślę, że powiedzieć to zawsze można…
(a jednak nie…)
- Słucham pana??
- Bo widzi pani, ja po prostu jak żyję to nie widziałem tak pięknej kobiety. Pani uśmiech, oczy……….. No i muszę przyznać, że jakbym był z pięćdziesiąt lat młodszy to kto wie, kto wie…………
………………….



Nasza rozmowa jeszcze trochę trwała. Spóźniłam się i na następny autobus, na matematykę nie poszłam w ogóle. Skrzydła mi wtedy urosły różowe. I tak dobrze mi było. Bo przyznać trzeba, że w liceum nie byłam pięknością. Ja nawet za ładną się nie uwazałam… Długie włosy topielicy, ostre rysy, mongolskie oczy i duży nos sprawiały, że raczej do psa byłam podobna niż do człowieka… Nie byłam zakompleksiona, raczej świadoma….
No ale wtedy. Proszę Państwa! Ja wtedy uwierzyłam, że mogę się podobać. I tak mi dobrze z tym było.


Wracam do tej historii zawsze wtedy, gdy czuję, że piękno we mnie umiera. Wspomnienia rozdmuchują żar, który wciąż się tli….




PS.: Wiem, że to trochę naiwne, że uwierzyłam temu staruszkowi. Może tak mówił każdej napotkanej kobiecie. A może to tylko demencja… Fakt że dziadzio nigdy potem nie reagował na moje ukłony i uśmiechy. Może. Nieważne. Tego mi było trzeba. Wtedy.




I teraz.

7 komentarze:

słodko-winna pisze...

Świetna opowieść. Jak najwięcej takich ludzi w czas na Twojej drodze, Aniele:))

Anonimowy pisze...

Myślę, że staruszek był z Tobą jak najbardziej szczery. :) Niech mówią co chcą, ale nasi rodzice i dziadkowie znali wartość kontaktu międzyludzkiego. Inne czasy, inna mentalność...

A Ty masz piękne serducho. :*

lotnica pisze...

Piękna historia:-) Natalinka ma rację - kiedyś ludzie znali wartość kontaktów międzyludzkich. Teraz nie znamy nawet naszych sąsiadów, nie mówiąc o tym, żeby z nimi porozmawiać czy tak po prostu powiedzieć coś miłego. Szczęściara z Ciebie, wiesz?:-)

Blue pisze...

a ja Ci to często mówię -a za każdym razem myślę, kiedy widzę zdjęcia.... Jesteś piękną kobietą, Aniele! Z krwi i kości! :)

MK pisze...

Słodka, uczepiłam się jak rzep tej historii.... Powtarzam ją sobie bezustannie. I bezustannie wywołuje uśmiech. To taka moja szczypta próżności. Chyba każda kobieta zasługuję na taką odrobinę:)



Natalinko, tak, kiedyyś.... Ech.... Ktoś mi kiedyś powiedział, że ja jestem, jak z przed wojny. nie pasuję do tych czaasów i urodą i myśleniem....



Lotnico, a wiesz, że też tak o sobie czasem myślę??

anabell pisze...

Aniołku, najczęściej nie podobamy się sobie dlatego,że znamy wszystkie swoje mankamenty i ta świadomość zaburza nam odbiór nas samych. Poza tym chyba znasz powiedzenie :" nie to piękne co ładne, ale to, co się komu podoba". Gdy ja byłam w liceum nikt z dorosłych nie powiedział mi,ze jestem ładna.A w domu to już notorycznie podkreślano wszystkie mankamenty mojej urody.Miałaś szczęście, że Ci to powiedział.
Miłego, ;)

MK pisze...

I-tako :)))))