12:10 Edit This 2 Comments »
Wreszcie długo wyczekiwany spokój. Czas tylko dla siebie. Czas, kiedy nikt niczego. Czas, w którym wczoraj nie istnieje.

Jutro pachnie parafiną. Jutro pachnie tobą, Tato………

ostatnio krzyczę rzadko....

23:24 Edit This 7 Comments »
Codzienność zalała falą obowiązków. otworzyłam nowy worek z pomysłami. Nawet nie przypuszczałam, że praca może cieszyć bardziej niżzz wyczekiwany urlop. Choć to pewnie dzięki niemu codzienność tak cieszy…
Święto nauczyciela i tym samym ‘impreza firmowa’. Po raz pierwszy poczułam się jak jedna z nich. Przynajmniej w kawałku.








Tak. Tak było wczoraj. Wpis robiłam późnym wieczorem i przez przypadek zamiast go opublikować- zapisałam. Jeszcze wczoraj miałam siłę, wiarę, uśmiech… Dziś obudziła mnie pustka. Pustka serca, która drzemie na dnie duszy. Budzi się czasami tylko po to, by przypomnieć o swoim istnieniu.
Tęsknie. Tęsknię bardzo za czymś, co nigdy się nie wydarzy. I nieważne, że wszystko jest poukładane, że myśli pozbierałam a miłość pożegnałam na zawsze… Boli tak samo….
‘Ostatnio krzyczę rzadko.’ To prawda. Nie ma już we mnie tej buty, walki z wiatrakami. Pogodziłam się. Nie mam sily na bezowocną rozpacz. …. Z mojego gardła wydobywa się już tylko niemy krzyk. Coś na kształt szlochu. Zmrożone serce tak bardzo pragnie bić.
Ja wiem. Wiem, że postępuję słusznie. Że fizyczność mojej choroby nie pozwala. Fizyczność mnie przeraża………. Tak, macie rację. Wy, którzy powiecie, że chcieć to móc, że ograniczenia tkwią w mojej głowie, że to ja stawiam ten mur, to ja oszraniam serce. Tak… tylko to ja muszę z tym żyć. To ja upadam w łazience, to ja oblewam się herbatą, nie donosząc kubka do ust, to mi założenie spodni zajmuje 15 minut! Czasem myślę, że już nie dam rady, że ile tak jeszcze będę męczyć siebie i innych??!! Jaka szkoda, że psychika nie idzie w parze z fizyccznością. Mogłabym wtedy wierzyć, mogłabym zaufać….. Może wtedy tak by mnie nie dławiła przyszłość?

Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony. Nie chcę, żebyście poczuli się urażeni. Ja po prostu czasem muszę. Nie mówię o tym, co czuję nikomu [przynajmniej się staram]. Nie chodzę do lasu, żeby się wykrzyczeć, jogi też nie uprawiam. Gromadzę w sobie wszystkie te złe emocje, choć wiem, że to bardzo niedobrze. Czasami muszę dać im więc jakieś ujście. Ja wiem. Wiem, że przejdzie. Wiem, że takie wpisy powtarzają się tu cyklicznie. Ja naprawdę nie oczekuję od Was współczucia czy pocieszenia.



Ja tylko muszę się wypłakać……

wróciła...

14:05 Edit This 5 Comments »
Wróciłam. Z głową pełną kolorów, choć z lekka podtrutą antybiotykową kuracją, jaką zafundowało mi polskie morze..
Rzeczywiście myśli się tam lepiej, klarowniej.
Powitał mnie uśmiech Tercybiadesa, który zapowiadał udany urlop....
Na plaży otworzyłam walizkę i wypuściłam marzenia, który spokojnie osiadły na mewich skrzydłach. Szum jesiennej wody pozwolił mi wiele rzeczy poukładać, pozamykać, pożegnać się z czymś na zawsze. Pozwolił wymieszać sól oczu z solą wody. Pozwolił pouśmiechać się do marzeń.
Wiele zrozumiałam. Spojrzałam na siebie z całkiem innej strony. Zobaczyłam kogoś, kto musi pozostać w świecie marzeń. Tak będzie lepiej. Szkoda tylko tracić energię na zmaganie się z losem. Pewne rzeczy są poza moim zasięgiem i im prędzej to zrozumię, tym lepiej.
Dziwne. Nawet mnie tak bardzo to nie zasmuciło. Przynajmniej nie tak bardzo, jakby można się było tego spodziewać. Dobrze mi było w kolorowym i wyidealizowanym świecie marzeń. Świecie, który ja układam. Świecie, nad którym panuję.
Niestety nie wszystko potem było tak kolorowe. Już drugiego dnia opowiadałam o swoich bólach i strzykaniach siwemu staruszkowi w białym fartuch. Staruszek jednym palcem wystukał przepis na miksturę pozwalającą zaleczyć fizyczność. Tydzień z głowy. O wdychaniu morskich marzeń mogłam zapomnieć. Za to niewygodę hotelowego łóżka poznałam dogłębnie.......
niestety nie wróciłam w formie, w jakiej zakładałam wrócić. Ośmielam się nawet stwierdzić, że w gorszej. Jednak duchowo odpoczęłam. Złapałam potrzebny oddech i wiatr w żaglee. Ten wiatr musi wystarczyć na długo.....
W pracy czekała na mnie niespodzianka. Przeżyłam najgorsze wystąpienie publiczne w swoim życiu. Totalnie nie przygotowana zostałam wypchnięta przed radę pedagogiczną. Atrakcją przemówienia okazały się napady duszności – pozostałość nadmorskiej przygody.
No, ale.... Przeżyłam. A co nas nie zabije, to nas wzmocni!