wróciła...

14:05 Edit This 5 Comments »
Wróciłam. Z głową pełną kolorów, choć z lekka podtrutą antybiotykową kuracją, jaką zafundowało mi polskie morze..
Rzeczywiście myśli się tam lepiej, klarowniej.
Powitał mnie uśmiech Tercybiadesa, który zapowiadał udany urlop....
Na plaży otworzyłam walizkę i wypuściłam marzenia, który spokojnie osiadły na mewich skrzydłach. Szum jesiennej wody pozwolił mi wiele rzeczy poukładać, pozamykać, pożegnać się z czymś na zawsze. Pozwolił wymieszać sól oczu z solą wody. Pozwolił pouśmiechać się do marzeń.
Wiele zrozumiałam. Spojrzałam na siebie z całkiem innej strony. Zobaczyłam kogoś, kto musi pozostać w świecie marzeń. Tak będzie lepiej. Szkoda tylko tracić energię na zmaganie się z losem. Pewne rzeczy są poza moim zasięgiem i im prędzej to zrozumię, tym lepiej.
Dziwne. Nawet mnie tak bardzo to nie zasmuciło. Przynajmniej nie tak bardzo, jakby można się było tego spodziewać. Dobrze mi było w kolorowym i wyidealizowanym świecie marzeń. Świecie, który ja układam. Świecie, nad którym panuję.
Niestety nie wszystko potem było tak kolorowe. Już drugiego dnia opowiadałam o swoich bólach i strzykaniach siwemu staruszkowi w białym fartuch. Staruszek jednym palcem wystukał przepis na miksturę pozwalającą zaleczyć fizyczność. Tydzień z głowy. O wdychaniu morskich marzeń mogłam zapomnieć. Za to niewygodę hotelowego łóżka poznałam dogłębnie.......
niestety nie wróciłam w formie, w jakiej zakładałam wrócić. Ośmielam się nawet stwierdzić, że w gorszej. Jednak duchowo odpoczęłam. Złapałam potrzebny oddech i wiatr w żaglee. Ten wiatr musi wystarczyć na długo.....
W pracy czekała na mnie niespodzianka. Przeżyłam najgorsze wystąpienie publiczne w swoim życiu. Totalnie nie przygotowana zostałam wypchnięta przed radę pedagogiczną. Atrakcją przemówienia okazały się napady duszności – pozostałość nadmorskiej przygody.
No, ale.... Przeżyłam. A co nas nie zabije, to nas wzmocni!

5 komentarze:

zygza pisze...

Morze ma chyba moc oczyszczania ;-) Zdrowiej i nabieraj sił. Pozdrawiam serdecznie. Aneta

lotnica pisze...

No nareszcie:-) witaj z powrotem:-))))

Blue pisze...

ooo, i Tercybiadesa poznałaś? to ja zazdroszczę już teraz podwójnie - mimo antybiotyku... ;) zdrowiej kochana i bursztyn w łapce ściskaj.

MK pisze...

Zygzo: mnie chyba przeczyściło. Z codziennością przybywa sił.


Witaj lotnico, też tęskniłam :*********


I-tako, źle się zrozumiałyśmy. O wirtualny uśmiech mi chodzi. Taki, co się go czuje, nie widzi. Bursztyn w kieszeni się zadomowil :*****

Anonimowy pisze...

Tak, minie to wszyscy wirtualnie... Ale ja ponoć mało atrakcyjny jestem, zupełnie nie jak Kazimierz...
Norah ładnie u Ciebie, Aniele, plecie chwilę z chwilą. Wiklinowe sekundy.
Raz byście przyjechały i dały się oprowadzić po moich miejscach. No ale ja teraz częściej w stolycy... I właśnie mi w drogę.
Aniele, ty pewnie już zdrowa. Ściskam pourlopowo, więc tylko:))